Śmigus-Dyngus – zanikający słowiański zwyczaj

  • Zapisz tekst bieżącej strony do PDF
  • Drukuj zawartość bieżącej strony
10 kwietnia 2023

Śmigus-dyngus zwany też Poniedziałkiem Wielkanocnym lub też Lanym Poniedziałkiem był to zwyczaj początkowo związany z obrzędami Słowian praktykowanymi poprzez radość po odejściu zimy i nadejściu wiosny. Polegał m.in. na oblewaniu dam wodą, któremu towarzyszyło ich chłostanie. W obecnych czasach zwykle polega na oblewaniu innych wodą. Dziś przypominamy tradycje naszego regionu, związane ze zwyczajami tego święta. Od lat obserwujemy jednakże upraszczanie tradycji i zwyczajów świątecznych, nie tylko związanych z Wielkanocą, a te dotyczące wielkanocnego poniedziałku, można uznać za powoli ginące tradycje.

Poniedziałek wielkanocny kontrastował swym charakterem z poprzednim dniem. Bawiono się głośno, ucztowano i wzajemnie odwiedzano. Dawniej folkloryści stwierdzili, że był to „najmokrzejszy i najradośniejszy dzień w całym roku”, a to za sprawą zwyczaju oblewania dziewcząt i kobiet wodą. Zwyczaj ten ma długowieczną historię i na całym Śląsku jak i w innych regionach kraju ciągle jest popularny. Bywa nazywamy dyngusem, śmigusem, śmirgustem, sikaczem, laniem , lanym poniedziałkiem czy po prostu śmigusem-dyngusem. Jego początki sięgają jeszcze czasów pogaństwa. Przypuszcza się, że swoje korzenie śmigus-dyngus ma w dawnym święcie agralnym. Wedle wiosennych zwyczajów, obrzędowe polewanie czy rozpryskiwanie wody miało charakter wegetacyjny i głębszy sens obrzędowy. Chodziło o sprowokowanie lub zaklęcie przyrody, aby ta sprzyjała ludziom i ich pracy na roli. Kościół nadał i temu zwyczajowi zabarwienie chrześcijańskie, wiążąc go z największym świętem roku kalendarzowego. Było to jednak możliwe dopiero po długich próbach zwalczania zwyczaju, który w przeszłości był często przyczyną ciężkich zachorowań, a nawet zgonów kobiet – zwłaszcza dziewcząt – oblewanych, czy raczej nurzanych i pławionych w zimniej wodzie. Mimo wielokrotnych zakazów ze strony władz administracyjnych, wydawanych w XIX w. śmigus-dyngus przetrwał do dziś, choć jego forma została złagodzona i „ucywilizowana”.

Obydwa terminy dyngus i śmigus, pierwotnie oznaczające odmienne zwyczaje (dyngować – otrzymywać wykup, śmigus – uderzanie gałązką wierzbową i oblewanie wodą), przybrały wspólne znaczenie. Zwyczaje uległy połączeniu tj. polewanie wodą i chłostanie (uderzanie) gałązkami oraz obdarowywanie polewających. Nie wszędzie na Śląsku obrzędowa chłosta witkami wierzby lub brzozy była znana. Najszerzej stosowano ją i nadal się stosuje na Śląsku Cieszyńskim. W Beskidzie Śląskim na początku XX w. chłopcy smagali dziewczyny po nogach słodkim drzewem, tj. pędami trzciny cukrowej. Za poczęstunek wódką w gospodzie chłopcy oddawali swoje rózgi wybranym dziewczętom, które na znak wzajemności powinny były zjeść słodkie drzewko (tereny Brennej, Istebnej). Polewaniu z sikawek, wiader, butelek itp. towarzyszyły głośne piski oblewanych gospodyń i dziewcząt. Śmierguśników w Cieszyńskiem najczęściej zapraszano do izby, w której częstowano ich rozolką (wódką) i drożdżowym ciastem. Dziewczęta ofiarowywały swoim kawalerom murzyny oraz malowane jajka. Kroszonkami rewanżowały się także młode damy na obszarze całego Śląska. Chłopcy szczególnie chętnie odwiedzali domy, w których mieszkały urodziwe dziewczęta. Co ciekawe, dyngus często stawał się początkiem oficjalnych zalot. W ten sposób obrzęd nabierał dodatkowego znaczenia społecznego.
W niektórych pieśniach ludowych można się go dopatrzyć:

„Przyszliśmy tu po śmierguście,
Jeno nos do izby puście,
Piyknie dziołchy polejemy,
Podłogi nie zalejemy.
Dajcie jajca malowane
I kołoczki cukrowane,
Dajcie jajce pięć,
A byda wasz zięć”.

Polanie wodą, nawet przesadne, uważane było powszechnie przez dziewczęta (i całą wiejską społeczność) za wyróżnienie i przejaw sympatii, podobania się i ogólnego uznania. Pominięcie przez dynguśników domu, w którym niekoniecznie mieszkała panna na wydaniu, uchodziło za dyshonor względem domowników. Tu widzimy, że dyngus był przejawem swoistej oceny moralnej ludzi.

Chociaż dyngusu (tj. oblewania wodą kobiet, a więc sił rodzących) w jego pierwotnym, oczyszczającym znaczeniu nikt już nie pamięta, to jednak w dawniejszych przekazach można doszukać się przeświadczenia o tym, iż lud przypisywał tymże praktykom również głębsze znaczenie. Wiązano z nim szereg wróżb i przesądów. Na Śląsku Cieszyńskim był znany przesąd, że każda dziewczyna na wydaniu, która została polana wodą i wysuszona karwaczem, jeszcze tego roku wyjdzie za mąż. Sądzono również, iż każda wyśmiergustowana dziewczyna będzie cały rok ‘zdrowa jak ryba’. Jeszcze z początku XX wieku wierzono też, że chłopak, który pierwszy oblał dziewczynę, miał zostać jej mężem. Dlatego też konkurent starał się przyjść do wybranki swego serca na śmigus pierwszy, aby nikt go nie uprzedził! Ludzie wierzyli też, że rodzinę spotka szczęście, gdy pierwszym człowiekiem, który w śmigus wejdzie do domu będzie młody chłopiec.

Złagodzenie zwyczaju oblewania nastąpiło dopiero w XIX w., choć nadal, głównie na wsiach, kontynuowane jest oblewanie do suchej nitki. W miastach zwykłą wodę zastępowano perfumami lub wodą kwiatową. Perfumów używali głównie kawalerowie odwiedzający domu swoich narzeczonych oraz ludzie dojrzali wiekiem.

W Cieszyńskiem polywocy, zwykle chodzili od domu do domu lub jeździli wozem drabiniastym ustrojonym zielonymi gałązkami brzozowymi oraz kolorowymi wstążkami. Bywali i tacy, którzy wozili ze sobą katarynkę, aby muzyką zwiastować swoje przybycie. Wygrywali także na akordeonie, skrzypcach lub trąbce.

Na całym Śląsku, w podzięce za dyngowanie, tradycyjnie obdarowywano wszystkich głównie jajkami. Za wielkie uchybienie tradycji poczytywano fakt niepodarowania kroszonki polewającemu. Dla chłopca był to powód do śmiertelnej obrazy, dlatego w domach, w których było więcej panien, trzeba było naszykować nieraz około 100-150 jaj! Kroszonki pełniły często ważną rolę w nawiązywaniu bliższych kontaktów pomiędzy chłopcem a dziewczyną. Wypisywano, czy wyskrobywano na nich różne sentencje i deklaracje miłosne.

Dyngus, dawniej bardzo widowiskowy, stał się współcześnie wesołą zabawą przede wszystkim wyrostków, młodzieży, która biega w poniedziałek wielkanocny do południa po podwórkach, drogach itp. z butelkami wody i polewała nią wszystkich napotkanych ludzi, głównie jednak dziewczyny. Ostatnimi czasy jednak zwyczaj ten powoli w Polsce zanika. Związane jest to zapewne z powolnym, postępującym odchodzeniem od tradycji, postępem cywilizacyjnym i przyjmowaniem nowych standardów życia. Już w drugiej połowie ubiegłego wieku zaobserwowano, że gospodynie niechętnie dopuszczają do oblewania dziewcząt wodą w mieszkaniach w trosce o podłogi, dywany i meble. Dlatego często same przynosiły chłopcom kroszonkę, a panna w tym czasie siedziała zamknięta w pokoju. Teraz już tylko dzieci i sporadycznie młodzież biega z wiadrami i butelkami oblewając siebie nawzajem i coraz rzadziej napotkanych ludzi. Choć w Wilamowicach do dziś kultywowany jest zwyczaj Śmiergustników – barwnych, zamaskowanych postaci, które w wielkanocny wieczór rozpoczynają swój obchód po Wilamowicach. Śmiergustnicy odwiedzając swoje dziewczyny, rodziny i znajomych. Pod osłoną nocy zdejmują i przenoszą w inne miejsce furtki, bramy i inne przedmioty. W Poniedziałek Wielkanocny spotykają się na rynku i oblewają wodą, a nawet zanurzają w wannach wychodzące z kościoła dziewczyny!

Na temat genezy dyngusa odnotowano dwie interpretacje. Pierwsza z nich sugeruje, że na wieść o zmartwychwstaniu Chrystusa zbierały się kobiety i opowiadały sobie o tym wydarzeniu; wówczas Żydzi kazali rozpędzić je wodą i bić rózgami. Według drugiej – nagłe i masowe nawrócenie się Polski w wiekach średnich spowodowało gromadne chrzty święte, podczas których polewano wodą świeconą; na pamiątkę tego faktu obchodzono dyngus. Choć to ostatnie wyjaśnienie nie znalazło uznania wśród ludowych informatorów.

Dopełnieniem zwyczajów wielkanocnych był babski śmiergust, czyli wtorkowy rewanż dziewcząt za lany poniedziałek. Obecnie zapominany całkowicie.

W ścisłym związku z dyngusem pozostaje zwyczaj chodzenia z kokotkiem (kogutkiem), popularny niegdyś na Górnym Śląsku. A przebieg tego obrzędu wyglądał tak: „na małym dwukołowym wózku umieszczano okrągłą drewnianą tarczę obrotową (ok. 1 m średnicy), w której środku znajdował się wykonany z drewna i oblepiony pierzem kogut. Jego plastyczną figurkę nabijano na słupek przymocowany do tarczy, którą chłopcy, wraz z toczeniem się wózka, mogli okręcać ręcznie lub mechanicznie. Na platformie umieszczano przeważnie jeszcze strojnie ubraną parę lalek lub trzy pary taneczne, wykonane z drewna. W niektórych wsiach kokotka obnoszono na rękach. Odwiedzano z nim po kolei wszystkie gospodarstwa. Za pieśni pokutne - nawiązujące do męki Pańskiej - oraz za wesołe piosenki dyngusowe młodzi chłopcy otrzymywali najczęściej kroszonki lub drobne datki. Z kokotkiem chodziło zazwyczaj kilku chłopców (w okolicach Wodzisławia Śląskiego jeszcze w połowie XX wieku). Nikt już nie pamięta dawnego magicznego sensu obnoszenia ptaka po wsi, tj. przywoływania i witania wiosny. Później nadano mu interpretację religijną: kogutek symbolizuje radosne zmartwychwstanie Pańskie.

W poniedziałek świąteczny równolegle z dyngusem, odbywał się dawniej w niektórych rejonach Śląska, zwłaszcza Cieszyńskiego, obrzęd obnoszenia po wsi tzw. goiczka (moika, latorośli, nowego latka). Z początku zwyczaj ten miał miejsce w niedzielę marzanią i łączył się ze zwyczajem topienia bałwana. Cieszyńskie, nie mające poza nielicznymi wypadkami marzanny, do dziś kultywuje, zwyczaj chodzenia z gaikiem. Niegdyś brały w nim udziału kobiety i młode dziewczęta - dziś udział w biorą małe dziewczynki odświętnie ubrane, często w stroje ludowe z wiankami na głowach. Chodziły trojkami z małą jodełką (choinką) ustrojoną różnobarwnymi wstążkami, dzwoneczkami, malowanymi wydmuszkami oraz kwiatami z bibuły. Drzewko niosła dziewczyna stojąca po środku, a dwie pozostałe asystowały jej i śpiewały specjalne pieśni. Goiczarki chodzące od domu do domu, zwykle zatrzymywały się przed wejściowymi drzwiami lub pod oknami, potrząsały choinką i śpiewały:
„Dej Pón Bóg dobry dzień. Pod nasze okienko
Przyszliśmy powitać was, Miła gaździnko.
Goiczek zielony, pięknie przystrojony”.

W kolejnych zwrotkach chwalono majątek i urodę gospodarzy, pracowitość służby, składano też życzenia dobrych urodzajów, a wreszcie proszono o jakiś podarek za śpiewanie. Goiczarki otrzymywały jajka, kawałek szołdry albo drobne datki pieniężne, którymi dzieliły się między sobą. Obecnie zwyczaj ten zamiera całkowicie, choć np. poprzez instytucje kulturalne, szkoły, zespoły folklorystyczne, czyni się starania aby go ponownie ożywić. Wraz z rozwojem cywilizacji i urbanizacji górnośląskiej wsi, wiele obrzędów poszło w zapomnienie. Niektóre wszakże – głównie dzięki ich powiązaniu z kościelnym świętem zmartwychwstania – trwają do dziś, nieraz w zmodyfikowanym i skromniejszym kształcie.

Tradycje zanikające

Od lat obserwujemy upraszczanie tradycji i zwyczajów świątecznych, nie tylko związanych z Wielkanocą - mówi PAP dr Katarzyna Waszczyńska, etnolog, wykładowca z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW. Wynika to m.in. z tego, że są one pozbawiane swoich pierwotnych znaczeń - wyjaśniła.

Wielkanoc to jedno z najstarszych i najważniejszych świąt chrześcijańskich celebrujących misterium paschalne Jezusa Chrystusa: jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie.

Ze świętami związanych jest wiele zwyczajów i obrzędów. W tradycji ludowej poniedziałek wielkanocny znany jest jako śmigus-dyngus albo lany poniedziałek.

Dr Waszczyńska, powołując się m.in. na książkę Barbary Ogrodowskiej "Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne", powiedziała PAP, że zwyczaj ten być może powiązany jest z terenami niemieckimi lub niemieckimi osadnikami, którzy przybywali na ziemie polskie. Świadczyć mogą o tym ich nazwy, które są właśnie takiego pochodzenia.

"Ogólnie nie przypisuje się go konkretnemu obszarowi, ale koncentruje na powiązaniach z czasami przedchrześcijańskimi lub ich pozostałościami - wiary w czerpanie z budzącej się przyrody i wody życiodajnej siły - stąd gałązki zielone (do smagania) i polewanie wodą" - wskazała.

Pierwsze wzmianki źródłowe o śmigusie-dyngusie pochodzą z XV w. - z ustawy synodu poznańskiego "Dingus prohibetur" z 1420 r. - zakazującej tych zwyczajów pogańskich.

"Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (…), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego" - można przeczytać w dokumencie.

Śmigus-dyngus pierwotnie występował w historii jako dwa odrębne zwyczaje. Śmigus (niem. schmackostern - "wielkanocne smaganie") to dotykanie, uderzanie, smaganie zielonymi (rozwijającymi się) gałązkami lub uplecionymi z nich biczami, tzw. korwaczami. "Taki +suchy, zielony śmigus+ był praktykowany przede wszystkim w północnej Polsce" - przekazała etnolog.

Z kolei mokry śmigus, czyli polewanie wodą, ale głównie dziewcząt i panien, był znany w środkowej i południowej Polsce.

Dyngus (niem. dingen - "wykupować") - to inaczej świąteczna kwesta, nazywana czasem "włóczeby wielkanocne", w której uczestniczyli chłopcy i kawalerowie, czasem chodzili przebrani (np. to podkrakowskie siudy - przebrani dziad i baba; śmierguśnicy chodzący w Wilamowicach itd.) lub mieli rekwizyty np. wózek z kurkiem dyngusowym (np. tak było na ziemi rawskiej, sieradzkiej, łęczyskiej, w ok. Opoczna, też Łowicza). Kwesta wiązała się z życzeniami, za co dostawało się jedzenie, przede wszystkim jaja wielkanocne (pisanki, kraszanki) lub potrawy świąteczne, np. bułki drożdżowe, kiełbasę. W grupach, w których byli kawalerowie, przy tej okazji było też polewanie wodą panien (wybranek), co miało charakter zalotów.

Z czasem te dwa zwyczaje połączyły się, stąd jedna nazwa śmigus-dyngus. "Znany był i praktykowany zarówno na wsi, jak i w mieście. Skala była tylko inna, np. w możnych domach nie polewano kubłem wody, ale często wykorzystywano wodę toaletową, więc raczej kropiono nią, niż polewano" - powiedziała etnolog z UW.

Pytana o to, dlaczego te tradycje coraz rzadziej są kultywowane, wskazała, że przyczyn jest kilka. "Poza takimi jak: pandemia, czy wcześniej obowiązujące głównie w miastach zakazy (chodzi np. o polewanie autobusów, czy wlewanie wody do środka) powiązane z karami finansowymi, to również obserwowane od lat upraszczanie tradycji i zwyczajów świątecznych, nie tylko związanych z Wielkanocą" - mówiła dr Waszczyńska.

Dodała, że "wynika to m.in. z tego, że są one pozbawiane swoich pierwotnych znaczeń". "Przykładem niech będzie wątek matrymonialny. Nie polewa się dzisiaj panien, czy nie chodzi po kweście, by okazać zainteresowanie danej dziewczynie. Raczej polewanie wodą jest zabawą dzieci. Proszę zwrócić uwagę choćby na asortyment w sklepach, który ma służyć do polewania, kiedyś korzystano po prostu z kubła lub garnka mniejszego lub większego. Przyczynia się do tego również migracja i zmiana miejsca zamieszkania, co niejednokrotnie powiązane jest również ze zmianą kontekstu kulturowego itd." - mówiła.

Przypomniała, że "koncentrujemy się głównie na tradycjach przypisanych do chrześcijaństwa zachodniego, a przecież nie tylko takich wyznawców mamy w Polsce, nie mówiąc o tym, że religijność nie jest wyznacznikiem 100 proc. ani nawet 90 proc. Polaków".

Zaznaczyła, że "są jednak regiony, czy miejscowości, w których te dawne praktyki, zwyczaje są obecne do dzisiaj". "Powody są różne, np. w Przywołówkach [krótkie wierszyki opisujące panny z danej wsi - obecnie Szymborza i okolic - przyp. PAP] to kwestie związane nie tylko z tradycją, ale i szerzej tożsamością regionalną, co od 2016 r. wspiera wpis na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa" - powiedziała etnolog.

 Źródło: https://jura.slaskie.travel/; PAP; Obraz: "Dyngus", z cyklu 6 rysunków do klocków, 1918, gwasz, 16 x 19,9 cm, Muzeum Narodowe, Warszawa.

Galeria

  • Powiększ zdjęcie